POWITANIE JESIENI
Wiele osób nie lubi jesieni. Wszechobecna wilgoć, coraz chłodniejsze krótsze dni, zimno wdzierające się do domów. Jak można się z tego cieszyć? Skoro zaledwie wczoraj świeciło pełne ciepłe słońce. Ogrzewało nas rozkosznie jakby ten stan miał trwać już zawsze.
Zapewne wiele osób siedząc w pracy czy domu i patrząc za okno myśli ma już szare. Często wyraża je nawet w swoim ubiorze. Ja zazwyczaj po tym poznaję zmieniającą się porę roku. Kiedy coraz słabiej dostrzegam pieszych na chodnikach, którzy przemykają skuleni, otuleni w czerń, granat czy szarości, ewentualnym szczytem ekstrawagancji jest kolor brązowy. Widząc to już wiem, że zbliża się ten już ostatni okres w roku, kiedy przyroda zaczyna zamierać a ludzie stają się jakby mniej weseli i życzliwi. Pomijając już fakt, że w naszym kraju mamy problem z życzliwością, który zawsze umiemy wytłumaczyć - latem za ciepło, zimą za zimno, jesienią za mokro a wiosną za chłodno, mokro, sucho i dziwnie bo, w ogóle, gdzie ta wiosna się podziała?
W tym smutnym, jakby mogło się wydawać na pierwszy rzut oka, czasie szkoda jednak smucić się ilością chmur na niebie i kałużami przy naszym aucie, kiedy w pośpiechu staramy dotrzeć do pracy czy szkoły. Ciężko się zachwycać pięknem porannej rosy na szybie, kiedy jest się spóźnionym a dodatkowo nasz but całkowicie przemókł, kiedy biegliśmy do auta czy na autobus.
Jednak oprócz tego, że naprawdę warto zwolnić i złapać oddech, zastanowić się nad organizacją swojego czasu i tym czy przypadkiem nie oddajemy go zbyt wiele osobom nam dalekim, cierpiąc braki dla osób nam najbliższych i deficyt dla samego siebie, można też pomyśleć jak rozweselić sobie tą porę roku i zaplanować jakąś mikro lub makro aktywność na weekend.
Jednym z takich pomysłów jest nasz jesienny sport narodowy, czyli grzybobranie.
Nie lubisz zbierać grzybów? Nie lubisz ich jeść? Nie znasz się na nich? Boisz się, że zatrujesz siebie i całą rodzinę? Rozumiem. Jednak i dla Ciebie znajdzie się coś ciekawego w grzybobraniu. Pozwól, że opowiem Ci moją historię.
W moim domu zawsze była tradycja jesiennych wyjazdów na grzyby. Ale tak na spokojnie. Nie przed wschodem słońca. Pakowaliśmy jakieś kanapki z żółtym serem, jajka na twardo, pomidory i herbatę w duży termos. Jechaliśmy za miasto i zbieraliśmy to co znaliśmy, czyli podgrzybki i borowiki, ewentualnie rodzice zbieraki popularne "kozaki". Potem dorosłam i ważniejsza była dla mnie praca. Cały tydzień plus nadgodziny. W weekend film, gry, ewentualnie znajomi. Grzyby i te wyjazdy zdarzały się raz na kilka długich lat. Jednak od kiedy przearanżowałam swoje życie, odcięłam się od mediów społecznościowych i zastanowiłam się nad swoim życiem pomyślałam, że po całym tygodniu gonitwy, problemów logistycznych, sklepach, pracach, przedszkolach, obowiązkach domowych, nie warto marnować sił na po prostu siedzenie. I tak wróciliśmy z rodziną do lasu.
Odkrywam na nowo uroki lasu jesienią. Od lat smuciło mnie, że w lasach najwięcej czerwieni mają puszki rzucone przez ludzi które zbieraliśmy do osobnego koszyka, a nie piękne muchomory, które pamiętałam z dzieciństwa. Kiedy już jakiś muchomor się pokazał zazwyczaj jakiś sfrustrowany pseudo grzybiarz go kopnął, pociął, pogniótł, zniszczył.
Dlatego w tym roku byłam w siódmym niebie, kiedy zobaczyłam, że w lasach, które zazwyczaj odwiedzamy jest wysyp muchomorów. W tym roku postanowiłam rozszerzyć swój atlas grzybów o kilka gatunków, których kiedyś unikałam - koźlarze, maślaki, suchogrzybki, zajączki.
Dodatkowo mam zawsze jeszcze jeden koszyk, mały gabarytowo, ale za to prawie bez dna. Zbieram do niego wszystkie grzyby, które są piękne, rosną ciekawie, takie których nie jestem pewna i których chcę się nauczyć i poznać. Zmieszczą się do niego nie tylko grzyby. Jest nim mój telefon. Okazuje się, że jesienią nie tylko drzewa zachwycają swoimi kolorami. Kiedy idę przez las nawet podczas pochmurnego dnia, patrząc nisko widzę czerwone jagody, kolorowe niejadalne grzyby, błyszczące żuki, fioletowe wrzosy. A kiedy słońce przebija się w taki dzień tworzy niesamowity kontrast cieni drzew na mokrym niesamowicie zielonym mchu. Dosłownie czuję, że moje oczy się najadają tymi kolorami i odpoczywają od monitorów i ekranów. Aż ciężko czasem mi uwierzyć w to jak intensywne potrafią być prawdziwe kolory, których możemy doświadczyć w naturze.
Cyfrowy koszyk jest świetnym rozwiązaniem dla wszystkich tych, którzy do tej pory unikali grzybobrań, bo nie lubią grzybów. Takie wyjście jest świetnym odpoczynkiem od codziennego stresu. Jest świetnym treningiem. Spróbuj (jeśli posiadasz) włączyć trening - spacer na swoim urządzeniu monitorującym czy nawet w telefonie. Będziesz zaskoczony dystansem i ilością spalonych kalorii podczas takiego 3 godzinnego spacerku.
Jesień to nie tylko grzyby. Ja w tym roku odkryłam czeremchę. Zawsze omijałam owoce znajdowane w lasach z obawy przed zatruciem. Jednak w tym roku spotkaliśmy z rodziną podczas przejażdżki rowerowej, będąc na biwaku, pewną bardzo ciekawą Panią, która opowiedziała nam wiele ciekawostek o okolicznym lesie oraz to, że właśnie zrobiła 50 słoików dżemów z czeremchą i jedzie właśnie po maliny, żeby zrobić ich więcej z innymi owocami. Miesiąc później podczas grzybobrania natknęliśmy się na dużą ilość krzewów obsypanych dużą ilością owoców. Bardzo mnie to zaciekawiło. Tamtego dnia grzybów było bardzo mało. Był to dopiero początek września. Wyjęłam telefon i zaczęłam szukać informacji. Okazało się, że natrafiliśmy na krzewy czeremchy (zdjęcie powyżej). Nazbieraliśmy jedną kobiałkę, zrobiłam kilka zdjęć i pojechaliśmy do domu. W domu zrobiłam dżem jabłkowo-czeremchowy. Jeszcze go nie próbowaliśmy, ale garnki przed myciem były bardzo smaczne.
Jesień to także czas, kiedy jako ludzie moglibyśmy zwolnić razem z przyrodą. Szykować się na nadejście zimy. To naprawdę czas zadumy. Jednak wiele osób kojarzy tą zadumę negatywnie. Prawdopodobnie przez pogodę i święto, które przypada w listopadzie. Jednak moim zdaniem warto podumać nad sensem tego zwolnienia przyrody. Zastanowić się nad swoim życiem. Jego prędkością i tym czy dobrze korzystamy z czasu, który jest nam dany na tej planecie.
Wpis ten miał powstać już dawno. Sama jednak uległam pędowi dnia codziennego i jego obowiązkom. Dni mijały szybko. Tylko w te weekendy mogłam odetchnąć wraz z najbliższymi. Największą dla mnie radością są momenty, w których mogę przekazać coś synowi. Kiedy wołam go i pokazuję ciekawe grzyby, rośliny, życie pochowane w dziwnych i nieoczywistych miejscach, kolory, zapachy. Moment, kiedy ciszę przerywa zachwyt 4 latka, który woła "mama, tata zobaczcie jakie fajne grzybki" pokazując na zwalony pień porośmięty dosłownie prawie mikroskopijnych rozmiarów grzybkami w kolorze wściekle pomarańczowym, jest czymś co sprawia, że czuję dumę i szczęście. Moment kiedy syn niesie kawałek folii śmiejąc się, że znalazł "śmieciogrzybka" jest czymś wyjątkowym.
Jeśli opatulimy się w czerń smutku i irytacji, patrząc z frustracją nie dalej niż kilka centymetrów przed siebie, ominie nas wszystko to co naturalnie może sprawić nam radość i poprawić humor napełniając nasze dni słońcem nawet podczas deszczu i nadzieją nawet podczas chłodu wieczorów które są długie a jednocześnie mijają tak szybko.